51 Rajd „Spotknie z Wiosną”

Wspomnienia rajdowe

W sobotę 26 kwietnia 2025 r. wielu (185) turystów pojawiło się na starcie 51 Rajdu „Spotkanie z Wiosną”.  Już na starcie było wiosennie i zielono, chociaż powietrze było rześkie, wiał wiaterek nikomu, ale to nie przeszkadzało.
Przyjechały 3 autokary z młodzieżą ze szkół Łabuniach, Nielisza, Złojca, Szczebrzeszyna i Domu Dziecka w Zamościa.
Była też spora grupka turystów indywidualnych, którzy przyjechali swoimi samochodami i autokarem.

Na rozpoczęcie uczestników rajdu przywitał kol. Andrzej Dziaduszek przewodnik i przodownik TP, prezes Klubu Turystyczno-krajoznawczego im Michała Pieszki O/PTTK w Zamościu i opowiedział kilka słów o Rajdzie. Następnie kol. Edward Słoniewski przewodnik i przodownik TP, prezes honorowy Oddziału opowiedział kilka ciekawostek o Hucie Lubyckiej i obiektach, które zobaczymy na trasie Rajdu.

Uczestnikami na Rajdzie opiekowali się kol. Andrzej Dziaduszek, Edward Słoniewski i Paweł Koman przewodnicy PTTK oraz na końcu rajdu wędrowała Dorota Żołnierczuk również przewodnik PTTK.

Po gwizdku Andrzeja wyruszyliśmy na wędrówkę.  Chyba było nas więcej niż mieszkańców Huty Lubyckiej. Po drodze minęliśmy kiernicę (źródełko), z którego mieszkańcy brali wodę na własne potrzeby. Niegdyś pobierano wodę do wytapiania szkła. W źródełku raz w tygodniu w sobotę kobiety prały, nie używały mydła tylko popiołu, pojono też krowy i konie – nikomu to nie przeszkadzało.

Na wschodnim skraju Huty Lubyckiej zeszliśmy z drogi asfaltowej i zaczęliśmy się wspinać pod górę.  Tędy prowadzi szlak rowerowy „Przez Goraje” z Lubyczy Królewskiej do Siedlisk. Doszliśmy do szlaku pieszego żółtego p.o. Goraje prowadzącego obok bunkrów Linii Mołotowa.  Na rozstajach dróg był krótki odpoczynek. W pobliżu była kiedyś leśna osada (kiedyś takie samotne gospodarstwa nazywano chyżami) zwana Gruszką Lubycką, gdzie niegdyś mieszkała rodzina Czoczumajow.
W jednym z ptasich domków na drzewie mieszkają groźne szerszenie, ale tym razem nie zaczepiały nas.

Skręciliśmy na południe, szlaki niebieski Centralny niebieski i żółty p.o. Goraje poprowadziły nas do podnóża Krągłego Goraja najwyższego wzgórza Roztocza na terenie woj. lubelskiego. Na zboczu znajduje się jeden z tajemniczych bunkrów. Wejście jest zakratowane, można go obejrzeć zewnątrz. Później była była niezwykła atrakcja – wejście na wzgórze. Większość młodych turystów zdobyła „koronę” Roztocza.
W okresie „zimnej” w latach 50-tych XX w. stała tu drewniana wieża, na której w nocy paliła się latarnia sygnałowa dla samolotów wojskowych (lampa karbidowa), którą obsługiwali żołnierze mieszkający w Hucie Lubyckiej. Mieszkańcy mówili, że mieszkali w nieogrzewanej chacie. Codziennie wieczorem przychodzili na wzgórze i pilnowali całą noc, aby latarnia nie zgasła.Wielu podobał się pobyt na Krągłym Goraju i złapaliśmy 15-minutowe opóźnienie. Weszliśmy na teren woj. podkarpackiego.
Później przeszliśmy przez siodełko między Gorajami i zaczęliśmy się wspinać na północny stok najwyższego wzgórza Roztocza na terenie Polski – Długi Goraj.  Kiedyś najwyższym wzgórzem Roztocza był Wielki Dział. W 1941 roku Rosjanie budowali bunkry Linii Mołotowa. Kopano dół na bunkier a ziemię i kamienie wyrzucano na szczyt. Tak więc Długi Goraj stał się wyższym od Wielkiego Działu o 1,5 m.

Obejrzeliśmy kolejny bunkier na północnym stoku Krągłego Goraja.  Pracownicy dawnych PGR-ów pędzili tu „okowitę”. Dalej powędrowaliśmy szlakiem niebieskim Centralnym, po lewej stronie minęliśmy drogę do Mrzygłodów. Dalej na rozstajnych drogach doszliśmy do szlaku zielonego (Horyniec-Zdrój – Narol) im. Brata Alberta i skręciliśmy na południe.  Znowu wspinaliśmy się na wzgórze Monastyr.

Po lewej stronie zobaczyliśmy sosnę w kształcie siodełka. Podobno niegdyś tu odpoczywały grzesznice idące na kolanach do monastyru.

Doszliśmy do miejsca gdzie na przełomie wieków XIX i XX  (przez 14 lat) znajdowała się pierwsza pustelnia brata Alberta (Adama Chmielowskiego). Jest tutaj tablica obrazująca historię tego miejsca i życiorys św. Brata Alberta. Kol. Andrzej Dziaduszek opowiedział o tym miejscu i najważniejszych wydarzeniach z życia św. Br. Alberta.

Poszliśmy na wzgórze do ruin klasztoru Bazylianów. Są tutaj groby żołnierzy z I wojny światowej i Ukraińców.  Duże zainteresowanie wzbudziły: dawna studnia i wejście do podziemi. Tam niegdyś znajdowała się alabastrowa figura proroka Daniela. Pielgrzymi przybywający do Przenajświętrzej Panienki Werchrackiej składali tam ofiary.
Kol. Paweł Koman przeczytał legendę o cudach, które się tutaj wydarzyły w opracowaniu kol. Edwarda Słoniewskiego.
Mury monastyru porasta roślina niecierpek, z której mnisi przygotowywali lekarstwo do leczenia trudno gojących się ran.

Cud w Werchracie

A w dniu 2 lipca 1688 r., w 20-lecie monastyru, zaczęły się dziać cuda.
Ówczesny proboszcz Werchraty Andrzej Swidnicki zaprosił z monastyru 2 duchownych na święto w swojej parafii, o. Teofila Witoszynskiego i o. Juliana Kowalskiego. Po zakończeniu całodziennej pracy w cerkwi ojcowie poszli na spoczynek, o samej północy o. Kowalski zbudził się ze snu i powiedział do proboszcza: ojcze Andrzeju, ikona Przenajświętszej Panienki płacze w naszym monastyrze. Duchowni szybko ubrali się i wyszli z chaty, i z daleka zobaczyli monastyrską górę, która i cały las wokół, były oświetlone wielką jasnością. Wszystkich ogarnęła trwoga. I nikt nie odważył się iść do cerkwi. Aż jeden człowiek nabrał odwagi… Ludzie wyruszyli za nim… I co zobaczyli? W cerkwi jarzyło się światło przed ikoną Bożej Matki, a krwawe łzy spływały dwiema strugami po obliczu Przenajświętszej Bogurodzicy. Te łzy płynęły bez przerwy w ciągu czterech tygodni. W 1794 roku było zapisanych ponad 150 innych cudów. W 1810 roku po zamknięciu monastyru w Werchracie cudowny obraz uroczyście, w asyście licznego duchowieństwa, bracia przenieśli do Krechowa i tutaj też poczęły dziać się cuda, największe w latach 1907, 1909 i 1910.

W monastyrze Bazylianów w Krechowie na Ukrainie (pod Żółkwią) znajduje się kopia MB Werchrackiej. Oryginał obrazu zaginął już po II wojnie światowej.

Później powędrowaliśmy na północ do Huty Lubyckej. Po drodze obejrzeliśmy kamienny krzyż pątniczy z XIX w.

Na mecie oczekiwał na nas kol. Marian  Buryło, przodownik TP, który przygotował ognisko.

Miejsca było dużo na polanie, każda grupa miała swoje miejsce, gdzie chciała.
Po pieczeniu kiełbasek i odpoczynku odbyły się konkursy: krajoznawczy, rzut podkową i skakanka. Odważni znaleźli sobie inną zabawę – spacer w butach po płytkiej rzeczce. Zabawa pewnie zakończy się katarem, bo woda nie była zbyt ciepła.
Pożegnaliśmy się i powróciliśmy z humorem do oczekujących rodziców.

Pogoda była wspaniała aż żal było odjeżdżać…

Serdecznie dziękujemy uczestnikom, opiekunom młodzieży i Kadrze Oddziału PTTK w Zamościu oraz kierowcom z firmy przewozowej pana Lala.

Do spotkania na Rajdzie „Czerwony Kapturek” przy końcu maja.

Komentowanie zamknięte.