Sesja Krajoznawcza Rok Henryka Sienkiewicza

Wspomnienia z Sesji Krajoznawczej z okazji 100-ej rocznicy śmierci i Roku Henryka Sienkiewicza.


 

 

 

Wspomnienia

Punktualnie o godz. 8.30 16 kwietnia 2016 r.wyjechaliśmy z Zamościa.

Trasa przejazdu: Zamość – Dębowiec – Łaziska – Ilowiec – Skierbieszów – Wolica Uchańska -Grabowiec.

Na trasie oglądaliśmy przepiękne krajobrazy Działów Grabowieckich, byliśmy na najwyższym  wzniesieniu tego regionu w Dębowcu (311 m n.p.m.).

Przy Urzędzie Gminy w Grabowcu powitał  nas serdecznie pan Waldemar Greniuk – wójt Gminy, Przybył również p. Jerzy Krzyżewski – Prezes Towarzystwa Regionalnego Hrubieszowskiego. Obaj panowie są przewodnikami turystycznymi  w Oddziale PTTK w Zamościu.

Pan Waldemar  Greniuk jako gospodarz  opowiedział nam  ciekawą historię dawnego miasteczka i starostwa grabowieckiego. W czasie spaceru obejrzeliśmy pomniki a następnie w kościele parafialnym p.w. św. Mikołaja i MB Szkaplerznej obejrzeliśmy wnętrze oraz zabytki: dar malarza przyjaciela Henryka Sienkiewicza  Władysława Czachórskiego obraz „Cud św. Walentego” oraz liczne tablice pamiątkowe w tym poświęcone rodzinie Czachórskich właścicieli pobliskiego Grabowczyka.

Następnie odwiedziliśmy Izbę Pamięci. Obejrzeliśmy niezwykle ciekawe, unikalne zbiory dokumentujące historię miejscowości od najdawniejszych czasów do współczesnych. Bardzo podobały nam się militaria i zbiory etnograficzne. Dużo eksponatów pochodzi z okresu II wojny światowej. Oglądaliśmy z zaciekawieniem buty tyszowiaki pasujące na prawą i lewą nogę. Pięknie nam opowiadał Pan Wójt  inicjator powstania Izby i jej opiekun.

Następnym etapem wycieczki był spacer na Górę Zamkową śladami Bohuna i wiedźmy Horpyny opisanymi w „Ogniem i mieczem”. Henryk Sienkiewicz nazwał to miejsce Wraże Uroczyszcze.Nie łatwo było wejść na wzgórze od strony zachodniej ale kilkoro śmiałków tego dokonało. Stwierdzili jednak, że wrócą z nami łagodnym zejściem. Po zamku niewiele pozostało ale widoczne są wały i głębokie, niedostępne fosy. Na wzgórzu ustawione są 3 krzyże – pamiątka powstania styczniowego.

Następnie pojechaliśmy do Grabowczyka, obejrzeliśmy pozostałości niegdyś pięknego parku i dawny dworek Czachórskich, w którym dzisiaj nikt nie mieszka.

Kol. Paweł Koman – przewodnik zamojski odczytał fragment noweli „Niewola tatarska” napisanej w tym parku zapewne w cieniu wiekowej lipy lub sosny przez Henryka Sienkiewicza:

…Nadeszła wiosna i znowu cieplejsze słońce oświeciło nędzę moją. Tak zaś już do niéj

przywykłem, żem prawie zapomniał, iż są szczęśliwi ludzie na świecie. Bociany, pliszki,

jaskółki i skowronki leciały stadami ku północy, a jam im mówił: „Ptaszyny marne! ach!

mówcie Rzeczypospolitéj i wszelkim stanom, żem jako ślachcic patryota wytrwał, i choć

tak mocno do ziemi przybity, choć tak nogami pogan zdeptany, przed Panem moim tylko

płaczę, a dla nieprzyjaciół dumne oblicze chowam i ducha w ucisku nie dałem.” Koniec

méj nędzy był jeszcze daleki, ale wiosna owa zmiany i wróżby nowe przyniosła i dziwnych

zapowiedzi była pełna. Na niebie nad Krymem zjawiła się rózga gniewu Bożego, kometa,

i siném okiem mrugając, trzęsła ogonem na zatracenie Krymowi i pogaństwu. Przerażeni

tatarowie z gwarem, brząkaniem i krzykiem po nocach chodząc, chmury strzał zapalonych

z łuków ku niebu ciskali, aby zestraszyć onego ptaka złéj wróżby. Księża im post ogłosili,

czarnoksiężnicy przepowiadali plagi. Strach padł na serca ludzkie i nie był strach daremny,

bo wieści doszły, że nad Palus Maeotis wybuchła zaraza. Wyprawy miały iść téj wiosny do

Rzeczypospolitéj dwoma szlakami i nie poszły. Ludzie kupami w dzień na ulicy stojąc,

rozmawiać głośno nie śmieli, a jedno oczy ku wschodowi zwracali, zkąd miał „czarny

dziw,” jako go zwali, nadlecieć. Coraz to nowe wieści krążyły między ludem, aż wreszcie

gruchnęło po Kizlich, iż mór już się w stolicy chanowéj pokazał. Sam Chan ze stolicy

uciekł. Jedni mówili, że się w góry, które są na południu, z żonami swemi schroni, inni,

że do Kizlich, gdzie wiatry morskie czyszczą powietrze, przyjedzie…

 

Obejrzeliśmy zabytkowe drzewa a później kapliczkę z figurą św. Józefa z Dzieciątkiem.

Pojechaliśmy dalej przez Szystowice, gdzie z daleka obejrzeliśmy odnowiony pałacyk, gorzelnię oraz głębokie wąwozy. Obejrzeliśmy Tatarski Rozłóg. Przy drodze do Bronisławki rozpoczęła się kolejna piesza wędrówka przez Czortowy Jar. Podziwialiśmy malownicze i tajemnicze potwory (splątane korzenie) oraz wspaniałe krajobrazy Działów Grabowieckich i doliny Kalinówki.

Trochę na główkach włosy się jeżyły ale szczęśliwie doszliśmy do Dańczypola. Czorty nas nie zaczepiały, bo był dzień.

Przy źródełku płonęło ognisku. Powitał nas przyjaźnie pan Zbigniew Czerwonka sołtys Dańczypola. Kiełbasa – podarunek od pana Wójta Waldemara Greniuka bardzo nam smakowała i serdecznie dziękujemy. Odpoczywaliśmy przy ognisku a panie popijały cudownie odmładzająca wodę, która też leczy wszelkie choroby. Wszak uleczyła Helenę, która nawet na koniu uciekła stąd z bohunowej niewoli.

Dla panów też jest pożyteczna ta woda, bo odmładza o co najmniej 10 lat.

Kiełbaski  upiekły się –  kol. Andrzej Dziaduszek tego dopilnował, aby były smakowite.

Wspaniałe prawie górskie powietrze, cudowna woda i miła atmosfera spowodowały, że

wsiadając do autokaru czuliśmy się naprawdę młodsi i raźniejsi.

Pojechaliśmy do Grabowieckiej Góry, na chwilę zatrzymaliśmy się przy pomniku ku czci Żołnierzy Września zamordowanych tutaj przez Armię Czerwoną w dniu 25.09.1939 r.

Później poszliśmy na punkt widokowy, aby spojrzeć na trakt prowadzący na Podole. Tędy jeździli książęta mazowieccy do Bełza, ciągnęły hordy tatarskie

Obecnie na Wygonie Grabowieckim zwanym dawniej Szubienicą mieszkają susły perełkowane – piękne, stepowe zwierzątka. Podobno już się obudziły z zimowego snu.

Pożegnaliśmy kolegę Jurka Krzyżewskiego i przez Rogów, Świdniki, Żuków (tutaj obejrzeliśmy niewielki pomniczek dot. wydarzeń w 1936 r.), Rozdoły tutaj zobaczyliśmy piękną figurę św. Jana Nepomucena, Janówkę, Kornelówkę i Łapiguz wróciliśmy do Zamościa.

Jeszcze raz dziękujemy mieszkańcom Gminy Grabowiec p. Wójtowi i panu Sołtysowi Dańczypola za gościnne przyjęcie i ciekawe opowieści, p. Basi Zarębskiej ze Starostwa Powiatowego w Zamościu, kol. Jurkowy Krzyżewskiemu za ciekawe opowieści.

W Sesji uczestniczyło 51 osób Zamościa, Lubaczowa, Tomaszowa Lubelskiego, Krasnegostawu, Zwierzyńca.

Wszyscy uczestnicy otrzymali folder promocyjny „Krajobrazy Grabowca w Ogniem i mieczem, znaczki okolicznościowe, przygotowana była też pieczątka okolicznościowa.  Folder i transport sfinansowane zostały z dotacji  Powiatu Zamojskiego. Autokarem kierował p. Waldemar Jezierski – też dziękujemy bardzo za bezpieczną jazdę.

Folder opracował oraz opowiadał na trasie kol. Edward Słoniewski.

Patronat honorowy:
Wójt Gminy Grabowiec – pan Waldemar Greniuk
Prezes Towarzystwa Regionalnego Hrubieszowskiego – pan Jerzy Krzyżewski

Uczestnicy: przewodnicy, przodownicy, kadra, krajoznawcy i sympatycy.

************************************************************************************

 

Henryk Sienkiewicz  – OGNIEM I MIECZEM

Nocna wędrówka  Bohuna, Heleny pod opieką wiedźmy Horpyny przez Wilczy Jar…

…..— Tu Wraże Uroczyszcze. Trzeba razem jechać.

— Czemu?

— Tu niedobrze.

Zatrzymali konie i po chwili orszak idący z tyłu złączył się z nimi.

Bohun wspiął się na strzemionach i zajrzał w kołyskę.

— Spyt? — spytał.

— Spyt — odpowiedział stary Kozak — sładko jak detyna.

— Ja jej na sen dała — odrzekła wiedźma.

— Pomału, ostorożno — mówił Bohun wlepiając oczy w uśpioną — szczoby wy jej nie rozbudyły.

Misiac jej prosto w łyczko zahladaje, serdeńku mojemu.

— Tycho śwityt, ne rozbudyt — szepnął jeden z mołojców.

I orszak ruszył dalej. Wkrótce przybyli nad Wraże Uroczyszcze. Było to wzgórze leżące tuż przy rzece, niskie i obłe, jak leżąca na ziemi okrągła tarcza. Księżyc zalewał je zupełnie światłem, rozświecając białe, porozrzucane po całej jego przestrzeni kamienie. Gdzieniegdzie leżały one pojedynczo, gdzieniegdzie tworzyły kupy, jakoby szczątki jakichś budowli, zburzonych zamków i kościołów. Miejscami sterczały płyty kamienne pozasadzane końcem w ziemi na kształt nagrobków na cmentarzyskach. Całe wzgórze podobne było do jednego wielkiego rumowiska. I może niegdyś, dawno, za czasów Jagiełłowych, krzewiło się tu życie ludzkie; dziś wzgórze owo i cała okolica, aż po Raszków, była głuchą pustynią, w której gnieździł się tylko dziki zwierz, a nocami duchy przeklęte odprawiały swoje korowody.

Jakoż zaledwie orszak wspiął się do połowy wysokości wzgórza, trwający dotychczas lekki powiew zmienił się w prawdziwy wicher, który począł oblatywać wzgórze z jakimś posępnym, złowróżbnym świstem, i wówczas mołojcom wydało się, że między owymi rumowiskami odzywają się jakieś ciężkie westchnienia, jakby wychodzące z ugniecionych piersi, jakieś żałosne jęki, jakieś śmiechy, płacze i kwilenia dzieci.

Całe wzgórze poczęło się ożywiać, wołać różnymi głosami. Zza kamieni zdawały się wyglądać wysokie, ciemne postacie; cienie dziwacznych kształtów prześlizgiwały się cicho między głazami; w dali, w pomroce błyskały jakieś światełka podobne do oczu wilczych; na koniec z drugiego końca wzgórza, spomiędzy najgęstszych kup i zawalisk, ozwało się niskie, gardłowe wycie, któremu zawtórowały zaraz inne.

— Siromachy? — szepnął młody Kozak zwracając się do starego esauła.

— Nie, to upiory — odpowiedział esauł jeszcze ciszej.

— O! Hospody pomyłuj! — zawołali z przerażeniem inni zdejmując czapki i żegnając się pobożnie.

Konie poczęły tulić uszy i chrapać. Horpyna jadąca na czele orszaku mruczała półgłosem niezrozumiałe słowa, jak gdyby pacierz diabelski. Dopiero gdy przybyli na drugi kraniec wzgórza, odwróciła się i rzekła:

— No, już. Tu już dobrze. Trzymać ja je musiała zaklęciem, bo bardzo głodne.

Westchnienie ulgi wyrwało się ze wszystkich piersi. Bohun z Horpyną wysunęli się znów naprzód, a mołojcy, którzy przed chwilą tłumili oddech, poczęli szeptać do siebie i rozmawiać. Każdy przypomniał sobie, co mu się kiedy z duchami lub upiorami przytrafiło.

— Żeby nie Horpyna, to my by nie przeszli — mówił jeden.

— Mocna wid’ma.

— A nasz ataman i did’ka ne boitsia. Nie patrzył, nie słuchał, jeno się na swoją mołodycię oglądał.

— Żeby jemu się to zdarzyło, co mnie, to by nie był taki bezpieczny — rzekł stary esauł…..