Wspomnienia ze spaceru po Jelicznym Dole
Tuż po godz. 9-tej 26 marca 2022 r. na parking przy cmentarzu w Topólczy (d. prawosławnym) zaczęły przyjeżdżać samochody z uśmiechniętymi uczestnikami. Po 9.30 Edward powitał wędrowców w imieniu Oddziału PTTK w Zamościu oraz Klubu Turystyczno-Krajoznawczego im. Michała Pieszki w Zamościu. Przekazał również pozdrowienia od kol. Andrzeja prezesa Klubu, który przebywa w sanatorium. Janusz naliczył 59 uczestników spaceru w wieku od 3 miesięcy do 77 lat.
Edward powiedział kilka słów o miejscu gdzie się spotkaliśmy i zaprosił na cmentarz, gdzie zachowało się kilka nagrobków z XIX w. Na tym cmentarzu spoczywa ostatni plenipotent hr. Tomasza Zamoyskiego Modest Laurysiewicz.
Był nietuzinkową postacią. Urodził się w roku 1830 w rodzinie duchownego grekokatolickiego, gdzieś pod Hrubieszowem. Z tej rodziny pochodziło 5 duchownych. Rodzina zapewne była pochodzenia ormiańskiego.
Od 1857 r. studiował na Akademii Medyko-Chirurgicznej w Warszawie, której z niewiadomych powodów nie skończył. Dopiero 1862 r. na Uniwersytecie Wrocławskim uzyskał tytuł doktora medycyny i chirurgii. W latach 1863-65 pracował jako lekarz w Górze Kalwarii. W 1875 r. przeszedł na prawosławie. Porzucił wyuczony zawód i gospodarował we własnym majątku, później zamieszkał w Warszawie. Zajął się tłumaczeniami dzieł zagranicznych z dziedziny rolnictwa. Tam poznał Tomasza Zamoyskiego XIV ordynata, który w 1880 zatrudnił go na stanowisku plenipotenta generalnego Ordynacji Zamojskiej w Zwierzyńcu. Zmarł w listopadzie 1889 r. w Zwierzyńcu. Został pochowany na nowym cmentarzu prawosławnym, parafialnym. Nieliczni mieszkańcy wyznania prawosławnego ze Zwierzyńca należeli do parafii w Topólczy. Ordynacja ufundowała mu okazały pomnik.
Następnie wyszliśmy na trasę wędrówki. Trochę wiał wiatr doliną i niósł tumany lessu. Kiedy weszliśmy do lasu w głęboki wąwóz było już przyjemnie, słychać było śpiewy ptaków. Zobaczyliśmy wiosenne kwiatki i rozwijające się roślinki: przylaszczki, śledziennice i kokorycz. Na kwitnących miodunkach siedziały już pszczoły. Tydzień wcześniej leżał tam jeszcze zmrożony śnieg. Po prawej i lewej były strome zbocza. Nikt nie miał ochoty wchodzić na nie. Las tworzyły niebotyczne jodły i buki. Ze starych pni powstały tajemnicze potwory, które były niezwykle fotogeniczne.
Doszliśmy do bocznego wąwozu – to jakby ślepa kiszka w Jelicznym Dole. Edward zaproponował przejście kilkaset metrów. Nie było łatwo nim przejść, gdyż less już rozmarzł i było błotko. Większość osób skorzystała z propozycji.
Zrobiliśmy wspólne zdjęcie.
Później wędrując wąskim wąwozem musieliśmy się 2 razy mijać z ciągnikiem, który wiózł szczapy bukowe. Parę minut odpoczęliśmy, kilku ciekawskich poszło jeszcze dalej, ale wąwóz się skończył i trzeba było wracać.
Wróciliśmy do swoich samochodów i pojechaliśmy na parking przy kościele w Topólczy. Następnym etapem była wędrówka niezwykle malowniczym korzeniowym wąwozem. Zbieraliśmy gałązki na ognisko, które rozpaliliśmy w bezpiecznym miejscu na glebie lessowej. Było pieczenie kiełbasek i pianek. Wreszcie był czas na pogaduszki. Niebo już stawało się zachmurzone i nawet zaczął padać drobny deszczyk. Pojechaliśmy do swoich domów zadowoleni i pełni wrażeń. Większość osób pierwszy raz zobaczyło takie piękne wąwozy w Turzynieckich Dołach na Roztoczu Zachodnim. Do spotkania na wędrówkach po pięknym Roztoczu jeszcze wiosną.